Pochodzenie:
– Obraz został zakupiony w 1990 r. w Paryżu do Muzeum Sztuki Europejskiej w Osace w Japonii.
– Po zamknięciu muzeum, prywatna kolekcja w Azji.

Obraz wystawiany, reprodukowany i opisany:
– Beksiński. Peintures et Dessins 1987-1991, Anna et Piotr Dmochowski API, „Galerie Dmochowski-musee-galerie de Beksinski“, Paris, s. 58, il. 34;
– Beksiński. Paryż-Osaka-Warszawa, Galeria Agra-Art, Warszawa 1 VII – 4 IX 2021, nr kat. 43, s. nlb. il. barwna;
– Kolekcja japońska. Beksiński i inni, Agra-Art, Warszawa 2021, s. 76, il. barwna.

Fantasmagoryczna postać siedząca na krześle była motywem, który w oeuvre artysty zyskał miano „krzesła kostnego“. W oferowanym obrazie – podobnie jak w kilku innych wariacjach tego tematu powstałych w 2. połowie lat 80. – uwagę przykuwa efektowny dynamizm kompozycji uzyskany przez multiplikację figury ludzkiej, szczególnie widoczny w partii dłoni i stóp. Ich mocno zarysowane kości często były przyczynkiem do zarzucania artyście epatowania makabryczną estetyką, chociaż – jak podkreślał w wielu wywiadach – nigdy nie było to jego zamierzeniem.

Obrazy nie mają charakteru postulatu. Mają po prostu charakter estetyczny, mogą się podobać, bądź nie. To wszystko co od siebie umiem powiedzieć. To ludzie wymyślają rozmaite określenia. Głównie imputują mi chęć epatowania horrorem. Często też zarzucają mi, że maluję kości. Nie maluję kości inaczej niż inni malarze, ale częściej niż występują one w tak zwanej rzeczywistości. Cóż w końcu strasznego jest w kości? Jeśli popatrzę na moją rękę, to jest tam przecież kość. Jeśli zamawiam kurczaka w KFC, to zostaje po nim kupa kości. Nie rozumiem więc, dlaczego kość miałaby być czymś aż tak złym, żeby nie można było jej namalować. W końcu nie ja jeden je maluję. Nawet tłusta Helena Fourment miała kości i doskonale je na obrazach Rubensa widać. Pamiętam, że kiedyś, ktoś obejrzawszy moją wystawę napisał: „same czaszki“. Tymczasem nie było ani jednej. Skąd ten ktoś dopatrzył się czaszek?
Z. Beksiński, Obrazy wyobraźni, rozm. przepr. J. Ślubowski, „V.I.P.“, nr 12, grudzień 2002

116
Zdzisław BEKSIŃSKI (1929 Sanok - 2005 Warszawa)

BEZ TYTUŁU, 1988

olej, płyta pilśniowa
132,5 x 98 cm
sygn. na odwr. na płycie: BEKSIŃSKI | 1988
l.g. pieczątka wywozowa z podpisem, obok: x 0’5

* opłata dodatkowa: VAT importowy 8%

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Pochodzenie:
– Obraz został zakupiony w 1990 r. w Paryżu do Muzeum Sztuki Europejskiej w Osace w Japonii.
– Po zamknięciu muzeum, prywatna kolekcja w Azji.

Obraz wystawiany, reprodukowany i opisany:
– Beksiński. Peintures et Dessins 1987-1991, Anna et Piotr Dmochowski API, „Galerie Dmochowski-musee-galerie de Beksinski“, Paris, s. 58, il. 34;
– Beksiński. Paryż-Osaka-Warszawa, Galeria Agra-Art, Warszawa 1 VII – 4 IX 2021, nr kat. 43, s. nlb. il. barwna;
– Kolekcja japońska. Beksiński i inni, Agra-Art, Warszawa 2021, s. 76, il. barwna.

Fantasmagoryczna postać siedząca na krześle była motywem, który w oeuvre artysty zyskał miano „krzesła kostnego“. W oferowanym obrazie – podobnie jak w kilku innych wariacjach tego tematu powstałych w 2. połowie lat 80. – uwagę przykuwa efektowny dynamizm kompozycji uzyskany przez multiplikację figury ludzkiej, szczególnie widoczny w partii dłoni i stóp. Ich mocno zarysowane kości często były przyczynkiem do zarzucania artyście epatowania makabryczną estetyką, chociaż – jak podkreślał w wielu wywiadach – nigdy nie było to jego zamierzeniem.

Obrazy nie mają charakteru postulatu. Mają po prostu charakter estetyczny, mogą się podobać, bądź nie. To wszystko co od siebie umiem powiedzieć. To ludzie wymyślają rozmaite określenia. Głównie imputują mi chęć epatowania horrorem. Często też zarzucają mi, że maluję kości. Nie maluję kości inaczej niż inni malarze, ale częściej niż występują one w tak zwanej rzeczywistości. Cóż w końcu strasznego jest w kości? Jeśli popatrzę na moją rękę, to jest tam przecież kość. Jeśli zamawiam kurczaka w KFC, to zostaje po nim kupa kości. Nie rozumiem więc, dlaczego kość miałaby być czymś aż tak złym, żeby nie można było jej namalować. W końcu nie ja jeden je maluję. Nawet tłusta Helena Fourment miała kości i doskonale je na obrazach Rubensa widać. Pamiętam, że kiedyś, ktoś obejrzawszy moją wystawę napisał: „same czaszki“. Tymczasem nie było ani jednej. Skąd ten ktoś dopatrzył się czaszek?
Z. Beksiński, Obrazy wyobraźni, rozm. przepr. J. Ślubowski, „V.I.P.“, nr 12, grudzień 2002