Wywiad z Rafałem Bujnowskim

Zwycięzcą pierwszej edycji Kompasu Młodej Sztuki 2008.


Kama Zboralska: Podczas czerwcowej aukcji br. w Desie Unicum padł rekord cenowy na Pana obraz. Gigantyczny „Nokturn” (128x305 cm) został wylicytowany za 400 tys. zł. W końcu Pana twórczość została doszacowana? 

Rafał Bujnowski:
 Tak.  Została urealniona, tak bym to ujął. Dla artystów „cena” to także realny, często jedyny dostępny wskaźnik wartości, weryfikacja wartości ich pracy i ta podwójna funkcja transakcji kupno-sprzedaż,  często jest źródłem nieporozumień. Proszę mi jednak wierzyć, że artyści to nie biznesmeni i bardziej dotyczy ich ta symboliczna sfera, bardziej interesuje ich kapitał symboliczny, niż ekonomiczny.    


KZ: Minęło prawie 20 lat, sztuka nie była wówczas aż tak skomercjalizowana kiedy prowadził Pan Galerię Otwartą. Miał Pan w Krakowie do dyspozycji kilka bilbordów. Testował Pan odbiór swojej twórczości?  Ulica potrafi być bezwzględna w swoich opiniach. Odważnie…

RB: To miłe, że pamięta Pani tak dawne czasy. Jak się ma dwadzieścia parę lat, dostaje się jakiś kredyt, czy licencje na spanie kątem na podłodze, podróżowanie na stopa, jedzenie zupek chińskich ale także na rebelię w obszarze kultury. Malując na bilbordach obawiałem się głosu profesorów akademii, choć bardziej obawiałem się głosu ulicy. Okazało się jednak, że profesorowie ignorowali te wybryki a artyści streetowi zaakceptowali i nas, i to wtargnięcie. 


KZ: Grupa Ładnie nazwę wzięła od ulubionego powiedzenia jednego z waszych akademickich profesorów, który oglądając prace studentów, mówił: No dobrze. Ładnie. Grupa istniała zaledwie kilka lat, ale stała się dla całego pokolenia synonimem sukcesu. Czy coś zostało z tego dawnego, studenckiego entuzjazmu? 

RB: Cóż, Grupa Ładnie to byla inicjatywa studencka i pewien sposób na przetrwanie w akademickim środowisku. To była też ta rebelia, o której wspominałem, czy beztroskie korzystanie z prawa dwudziestoparolatków do rebelii. Mnie nadal ekscytuje malarstwo i fakt że mimo usilnych prób zrozumienia go nadal mnie zaskakuje, a proszę mi wierzyć że staram się niemal codziennie zamknąć pracownię na dobre a zawsze „jutro” jest coś jednak do zrobienia. 


KZ: Bycie jednym z „ładniowców” nie było w pewnym momencie kulą u nogi ? Tylu naśladowców… 

RB: No tak, to że znam Wilhelma i Marcina, że razem dojrzewaliśmy artystycznie jest zarazem przywilejem i przekleństwem.  Cieszę się jednak, że pracujemy teraz z dystansem do siebie i w dystansie. Ten dystans sprzyja bowiem, czy jest niezbędny nawet żeby wziąć odpowiedzialność za siebie, swoje decyzje artystyczne, swoje życie w końcu.


KZ: Pana mistrz - artysta? 

RB: Cierpię na brak mistrza. Nie otrzymałem daru religijności i daru posiadania idola. 


KZ: Co nie znaczy, że nie ekscytuje mnie to, co widzę w galeriach czy muzeach.

RB: Nie wiem dlaczego ale często wraca do mnie malarstwo Rembrandta van Rijn i gdybym miał wymienić jednego old master to pewnie właśnie jego bym wskazał.


Co jest dla Pana najważniejsze w sztuce ? 

Cóż, mam 47 lat, a od czterdziestu paru posługuję się tym samym językiem. Najważniejsze jest by mówić szczerze, uczciwie i wyraźnie. Czyli szczerość, uczciwość i adekwatna forma.


A w życiu?  

Wydaje mi się, że jestem dość spójny więc to samo: szczerość, uczciwość i adekwatna forma. Dodałbym, że życie podobnie jak malarstwo nadal mnie ekscytuje i jest niesamowite, bo nieprzewidywalne. Przyznam, też że i tu, choć to może zabrzmi melodramatycznie próbowałem, czy rozważałem zamknięcie „drzwi pracowni”, ale jak już mówiłem  zawsze okazuje się że jutro jest coś do zrobienia…  


Czy do odniesienia wymiernego sukcesu wystarczy sam talent?  

Wydawało mi się, ze słowa talent, natchnienie i tym podobne odpoczywają już sobie w archiwum? Słowo sukces, też jakoś dziwnie pachnie. Proszę wybaczyć te językowe dygresje, ale chcę odpowiedzieć uczciwie. Sukcesem jest fakt, że mam 47 lat i żyję. Mówię tu całkiem serio. Bardzo szanuję starszych i świadomych ludzi. Przetrwanie świadomie i na trzeźwo w tym fatalnym świecie wymaga ogromnej i nieustającej pracy. Dzień w dzień. Więc pewnie talent to jest jakiś skrót od wiara, nadzieja, miłość i codziennego ich szukania. Nie żebym narzekał, to jest fascynujące.


Jedni do sztuki podchodzą jak do dekoracji, inni jak do alternatywnej inwestycji ale jest też spora grupa osób, która odnosi się do niej z wielką atencją wręcz z nabożeństwem. Pan stara się stworzyć sztukę bardziej praktyczną i przystępną. Często tematem są zwykłe, codzienne czynności, niektóre obrazy, które są malarskimi imitacjami przedmiotów codziennego użytku: obrazy-cegły, obrazy-deski  tworzone seriami przypominają wyroby solidnego rzemieślnika. Początkowo sprzedawał je Pan po rzeczywistej cenie "towaru".  A przy okazji/czy przede wszystkim w swojej twórczości bada Pan granice i możliwości malarstwa. Czyli da się to połączyć? 

Patrząc z dystansu zaczyna jawić mi się, że sednem mojej pracy jest nazywanie rzeczy po imieniu. Elementarny opis tego co wokół mnie, wokół nas. Stąd te obrazy/logotypy - dym, chmury, dom, cegła, zapalniczka, mgła, okno, księżyc, usta, cień, ocean… Wierzę, że z tych słów mogę ułożyć pełne, sensowne zdania, którymi mogę opowiedzieć jakąś historię, albo Wy możecie z nich ułożyć własną historię. Teraz udało mi się narysować dłonie. Jestem szczęśliwy, bo brakowało mi tego słowa. Marzę o takiej wystawie kiedyś, o zebraniu tych wszystkich słów pod jednym dachem i szyldem „Elementarz”. I oczywiście, tematem każdego obrazu, na jakimś poziomie jest samo medium, malarstwo. To wynika ze świadomości języka. Podobnie z ekonomią, też w jakiejś warstwie może być obiektem badań albo inspiracją. Myślę, że dobre albo jakoś dla nas ważne dzieło sztuki potrafi połączyć te różne warstwy w paradoks. Że jest paradoksalne.


Od lat eksploruje Pan magię czarnego obrazu. Ale powstają też obrazy w zupełnie innej tonacji – pełne słońca, pozytywnej energii.  Inne przesłanie, inna kolorystyka. Od czego to zależy, od nastroju? Coraz częściej rządzą własne emocje? A nie jak kiedyś otaczająca nas rzeczywistość? 

Owszem, malowałem obrazy czarną farbą Lamp Black. Nadal, od czasu do czasu wracam do tego paradoksu, który tutaj jest o tym, że obraz jednocześnie jest i go nie ma. Ciągle wracam do tego malarstwa bogatszy o doświadczenie i artystyczne i życiowe. Wracam do tych obrazów także dlatego, bo mam przeczucie, że jeśli ja ich nie namaluję teraz, to nie zostaną namalowane. Co do emocji faktycznie, najczęściej zamykam się w pracowni ze strachem, wstydem i osamotnieniem. Ale pracuję nad zmianą czy wymianą tego schematu, choć to jest trudne, bo ten mam naprawdę dobrze przećwiczony, przez 40 parę lat.


Aktualnie nad czym Pan pracuje?

Bardzo wiele się dzieje i ze mną i ze światem, więc wiele się teraz uczę. Pracuję też nad kilkoma wystawami, z których pierwszą pokażę w Warszawie jeszcze tego roku w nowym, miejscu wystawienniczym na ul. Dzielnej 7, w siedzibie Fundacji Dzielna, którą powołaliśmy do życia wraz z Agnieszką Tarasiuk i Bartoszem Przybysz-Ołowskim. Zaczynamy działalność fundacji „programem kuratorskim”, czyli rocznym cyklem wystaw do stworzenia których zapraszamy kuratorów sztuki. Ekscytuję się tym eksperymentem. Sama wystawa ma być dziełem sztuki, spotkaniem kuratora i artysty, ma być owocem ich intelektualnej relacji.  Kolejny projekt to planowana za oceanem wystawa pod roboczym tytułem „I only have strength enough to tell about it.” Nie umiem zapisać zgrabniej po Polsku, ale w skrócie to o słabym mężczyźnie, o dość osobistym dla mnie, ale też kolektywnym jak sądzę status quo białych heteroseksualnych mężczyzn w średnim wieku i do tego pochodzących z wyznaniowego kraju. „A sił starczy mi tylko, by o tym opowiedzieć”. Może tak to przetłumaczyć? Szczerze wierzę, że to może być potrzebna wystawa. Mnie na pewno. Jedna ze scen operowych zwróciła się też do mnie z prośbą o udostepnienie obrazów do stworzenia video, które ma być scenicznie powiązane ze współczesną próbą odczytania Messa da requiem Giuseppe Verdiego. Premiera tego spektaklu ma mieć miejsce na przełomie 2022-2023. To dla mnie też zupełnie nowe i zaskakujące wyzwanie.


Odmalował Pan m.in. fasadę Bunkra Sztuki, prowadzi zajęcia dla życiowo pogubionych osób, którym może pomóc kontakt ze sztuką. Skąd to zacięcie społecznikowskie?

Malowanie-odnawianie, to był performance malarski i moja pierwsza, zaraz po studiach artystycznych legalna praca, umowa o dzieło. Przyznaję sam bylem, jestem pogubiony. Lubię pogubionych i zdezorientowanych, czuje do nich sympatię. Mniej rozumiem i czuję głośnych liderów bez kompleksów i wątpliwości. Poza tym czuję się plastykiem, a zaangażowanie wpisuje się w to jak rozumiem misyjne cele i pozycję społeczną plastyka. Stąd też może warsztaty, współpraca z młodszymi artystkami i artystami.


W 2008 roku był Pan liderem pierwszego Kompasu Młodej Sztuki, oprócz satysfakcji, czy to w jakikolwiek sposób przełożyło się na Pana  i tak już wówczas ugruntowaną pozycję?

Proszę wybaczyć, ale bylem jeszcze wtedy „nietrzeźwym Indianinem w rezerwacie”. Teraz dopiero tak naprawdę dowiaduję się o tym fakcie i nie umiem zatem ocenić jego  wagi.


Na koniec jakieś rady dla debiutujących artystów?
Nie mam, ale jeśli ktoś potrzebuje, to da się je chyba wyczytać w tym co powiedziałem.

 

 


Rafał Bujnowski, Dom w budowie, olej na płótnie, 50x50cm, 2021


 

Rafał Bujnowski

Urodził się w 1974 roku w Wadowicach. Studiował na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej (1993–1995) oraz na Wydziale Grafiki ASP im. Jana Matejki w Krakowie (1995–2000). W latach 1994–2001 działał w grupie Ładnie (m.in. z Wilhelmem Sasnalem i Marcinem Maciejowski), a od 1998 roku do 2001 prowadził w Krakowie Galerię Otwartą. Miał wiele wystaw indywidualnych, brał udział w licznych, prestiżowych wystawach zbiorowych w Polsce i za granicą. Laureat m.in. międzynarodowej nagrody artystycznej Kunstpreis Europas Zukunft (2005) oraz Nagrody im. Jana Cybisa (2018). Prace w czołowych kolekcjach – Rubell Family Collection (Miami) oraz Hort Family Collection (Nowy Jork). Malarz, grafik, autor filmów wideo. Zajmuje się też akcjami artystycznymi. Zwycięzca pierwszej edycji Kompasu Młodej Sztuki 2008.
 

Rafał Bujnowski, fot. Marcin Kaliński

 

 

Obraz główny:

Rafał BUJNOWSKI (ur. 1974)
"Nokturn", 2014
olej/płótno, 128 x 305 cm
DESA UNICUM
Sztuka Współczesna. Nowe Pokolenie po 1989, 08.06.2021 
400 000 zł  (480 000 zł z opłatą aukcyjną)