DOM OBRAZÓW
Wystawa malarstwa Janiny Wierusz Kowalskiej
Wystawa czynna do 11.09. 2022
Kurator: Kama Zboralska
Muzeum Okręgowe w Suwałkach
ul. Kościuszki 81
16-400 Suwałki
Kolejna wystawa Janiny Wierusz Kowalskiej, tym razem w Muzeum w Suwałkach, które posiada największe zbiory jej wielkiego przodka – Alfreda Wierusz Kowalskiego jest prezentacją wyrafinowanych, wielkoformatowych, abstrakcji geometrycznych. Artystka inspiracje czerpie z natury. Obserwuje, nie komentuje. Poszukuje analogii, syntezy w świecie, w którym przede wszystkim widzimy chaos. Pochyla się nad perfekcyjną budową plastra miodu, nasion granatu, muszli ślimaka czy płatka śniegu. Jest pod nieustającym wrażeniem urody otaczającej nas przyrody. Jej logiki, precyzji i harmonii. Życzeniem Artystki jest aby jej sztuka o uniwersalnym, kontemplacyjnym przesłaniu dawała widzowi poczucie osobistego odkrycia.
Fragment wywiadu do katalogu towarzyszącego wystawie Janiny Wierusz Kowalskiej pt. „Dom obrazów” w Muzeum Okręgowym w Suwałkach.
Rozmawiała Kama Zboralska
Mówisz: moja idea jest prosta i niezbyt szeroka, aż trudno w to uwierzyć patrząc na Twoje wyrafinowane w swej prostocie kompozycje o różnych formach geometrycznych na ogół uwiecznianych na jednolitym tle. Precyzyjnie malowane, dopracowane w najmniejszych szczegółach.
Ja jednak podtrzymuję to, co kiedyś powiedziałam. Moja idea jest prosta, bo staram się w niej zawierać prawdę. A prawda nie zdąża ku komplikacjom, ambiwalencji, kontrowersjom. Po prostu jest, albo jej nie ma. Obraz musi być szczery, uczciwy, musi wyrażać prawdziwe intencje twórcy, a nie intencje, czy interesy innych. Jeśli moje obrazy są wyrafinowane w swej prostocie, jak zauważasz, to Twoje spostrzeżenie potwierdza sentencję Leonarda da Vinci: "Prostota jest szczytem wyrafinowania". A precyzja wykonania, w przypadku stylu i rodzaju estetyki moich obrazów, to sprawa rzemiosła, doświadczenia...no i ręki. Jeśli w ten właśnie, a nie w inny sposób chcę wyrazić mój obraz, to musi za tym iść warsztat i tyle pracy, ile się takiemu obrazowi należy.
Obserwujesz, ale nie komentujesz otaczającego nas świata. Poszukujesz analogii, syntezy w świecie w którym przede wszystkim widzimy chaos ? Podziwiasz perfekcyjną budowę plastra miodu, nasion granatu, muszli ślimaka czy płatka śniegu. Przyznaję, że jestem pod wrażeniem…
Jeśli zastanowimy się nad światem, w kontekście jego obrazowania, to odkrywamy zaskakującą zbieżność pomiędzy równowagą, harmonią i symetrią. Gdy przełożymy proporcje π na język geometrii odkryjemy, że w magiczny sposób opisuje ona wiele wzorów, które widzimy w przyrodzie: w muszli ślimaka, w kształtach roślin i w proporcjach ciała - w doskonałym stosunku całości ze swoimi częściami. Jest to relacja pomiędzy makrokosmosem i mikrokosmosem. Gdyby w naturze, sztuce, muzyce, architekturze panował chaos, to świat nie mógłby istnieć - musiałby się rozpaść, jako nielogiczny i bezrozumny twór. To działania ludzi usiłują ten chaos do świata wprowadzać. A harmonia widoczna jest poprzez zasady, które stosuje natura, tworząc właśnie kształty roślin, muszli, układów wiatrów, czy gwiazd. Równowagę widzimy w spirali znajdującej się w muszli ślimaka, w uchu wewnętrznym, w embrionie i w zarysie wszechświata. Liczby z ciągu Fibonacciego opisują odległości między liśćmi, skrętami, łuskami, charakterystycznymi dla danego gatunku, które można ściśle opisać w postaci ułamków! I w tych liczbach, ułamkach, proporcjach, perfekcyjnym stosunku mniejszych części do większych, zaklęte jest piękno. Światem rządzi Proporcja i odbija się ona w dziełach sztuki i architektury, rozbrzmiewa w muzyce, poezji. Te powszechne prawa drzemią gdzieś głęboko w nas, jako wieczne i prawdziwe. Mądrość natury może być wyrażana na tysiące sposobów. A w sztuce doskonała proporcja, czyli złoty podział sprawia, że powstaje piękno. Obserwując płatek śniegu widzimy, że zbudowany jest tak perfekcyjnie! Każdy z miliardów spadających płatków zbudowany jest inaczej, ale zawsze objawia się nam w kształcie sześciokąta. To niesamowite powiększenie delikatnej struktury, jaką tworzą pojedyncze cząsteczki wody, już na poziomie atomu. A więc cokolwiek stworzy artysta; czy to portret, czy kwiat, czy abstrakcję, jest matematyką.
Natura logicznie skonstruowana główną inspiracją Twoich dzieł?
Jeśli wnikliwie obserwuję naturę, z myślą, aby stała się ona źródłem inspiracji dla mojej pracy, to wchodzę zaledwie do przedsionka tajemnic. Matematyka jest zaklęta w przyrodzie, a przyroda skonstruowana jest w sposób niezwykle wyrafinowany. Tłumaczenie natury na język malarstwa - bo przecież elementami natury są koło, serpentyna, światło i cienie - sygnalizuje harmonię między człowiekiem, a światem. Moje obrazy odwołują się do elementów archetypicznych najbardziej podstawowych w swych formach. Barwy i kształty, którymi w moich obrazach się posługuję, to zespoły czynnych sił, wchodzących ze sobą w różnorakie związki. A związki te mają zawsze głęboki sens, bo biorą się z doskonałych form natury. Skoro więc w najdrobniejszym fragmencie natury przejawia się jej inwencja twórcza, to mnie przypada rola odkrywcy. Ale moja myśl i moje malarstwo ewoluują. Natura powoli staje się zaledwie pierwotnym impulsem, a kreatywność nieuniknienie nakazuje, aby iść dalej. Dlatego wyobraźnia podsuwa mi wciąż nowe rozwiązania formalne, nowe pomysły, które są już jedynie echami tych wcześniejszych obserwacji.
Wyobraźnia ważniejsza od wiedzy (Albert Einstein) ? Dlatego mottem Twojej twórczości jest refleksja nad niepoznanym, ale dostrzeżonym?
'Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy...ponieważ wiedza jest ograniczona" /Albert Einstein/. Bez wyobraźni nie ma wiedzy, bo to co buduje wiedzę, to właśnie wyobraźnia. Wiedza, to narzędzie ułatwiające pracę wyobraźni, ale nie jest niezbędna, aby ta druga mogła działać. Nie musimy czegoś rozumieć, aby sobie to wyobrazić. W wyobraźni możemy tworzyć rzeczy, które nie mają prawa działać w rzeczywistym świecie, a w wyobraźni mogą istnieć i funkcjonować. Ja swoje koncepcje opieram na wiedzy z dziedziny geometrii przestrzeni. Ale gdy zwracam uwagę na jakiś nieistotny dla wielu szczegół, na przykład kawałek papieru, sznurka, potłuczoną szybę, pęknięty kamień, to najpierw uruchamiam wyobraźnię. Te obiekty są bowiem tylko pretekstami do ukazania widzowi mojej wersji dostrzeżonych, a niepotrzebnych już nikomu rzeczy. Zauważając je i zachwycając się ich unikalnymi cechami, decyduję o ich nobilitacji, dając im "drugie życie" i czyniąc pełnoprawnymi tematami obrazów. Dopiero później posługuję się wiedzą geometryczną w celu świadomej realizacji swojej wizji. Perspektywa zbieżna, konstrukcja padającego cienia itd., to już sprawa naukowej analizy zjawisk natury. Bez wyobraźni jednak, pewnie bym tego wszystkiego nie zauważała....
A co z Twoimi emocjami, doświadczeniami życiowymi, znajdują swoje miejsce w malowaniu ? Wielu artystów przelewa je na płótno, tworzenie jest sposobem na wyrażenie siebie, swoich doznań…
Doświadczenia życiowe, emocje, obserwacja świata, analizowanie, niewątpliwie oddziałują na moje malarstwo. Im dłużej maluję, tym doskonalszy staje się warsztat, odkrywam nowe rozwiązania techniczne, więc na więcej mogę sobie pozwolić. To mnie ośmiela i często kieruje myśli na inne, ambitniejsze tory. Nie dotyczy to jednak poziomu biegłości technicznej, bo ta pojawia się na samym początku drogi, ale procesu uwalniania świadomości twórczej. Również im więcej widzę, dowiaduję się, tym większy mam wybór tematów, pomysłów. Ale to wszystko dzieje się niepostrzeżenie. Poszczególne przeżycia nie przekładają się bezpośrednio na obrazy. Czasem gdy budzę się ze snu i doznaję jakiegoś olśnienia, to przecież nie potrafię uzmysłowić sobie, skąd przychodzi. Albo, gdy nie mogę usnąć i o obrazie myślę, to wyobrażam go sobie, jego zarys, barwy i wtedy usypiam nieomal w błogostanie, nie łącząc jednak tej wizji z doraźnymi przeżyciami. Powtórzę za Picassem; "Do mnie obraz przybywa z daleka". Dlatego nie lubię mówić o tym "co czułam" malując obraz, albo na podstawie jakich przeżyć, traum, obraz powstał. Takie dorabianie ideologii, fabuły do procesu twórczego, który przecież jest długi i w czasie jego trwania zmienia się również nastrój twórcy; takiego procesu, który wymaga ciężkiej pracy, cierpliwości, odpowiednich rozwiązań kompozycyjnych i technicznych, wydaje mi się nieautentyczne. Nie mam potrzeby uprawiania psychicznego ekshibicjonizmu - wolę mówić o swoich emocjach, językiem uniwersalnym, czysto malarskim. Ilustracją do tej wypowiedzi niechaj będą słowa Oscara Wilde: "Celem artysty jest utaić siebie, objawiając sztukę".
W Twojej twórczości nie ma człowieka, przynajmniej fizycznie. Czyli duchowy wymiar sztuki pokazujesz w inny, symboliczny sposób?
Duchowy wymiar sztuki tkwi w samej sztuce. Ona była zawsze człowiekowi potrzebna, nawet w najdawniejszych, prehistorycznych czasach, jako przeżycie, ekstaza, radość doznawania czegoś szczególnego i jednocześnie bardzo intymnego. Wędrowała przez pokolenia i obszary świata, zmieniając się i przeistaczając, ale wciąż zachowując swoje duchowe cechy. W mojej twórczości nie ma człowieka, bo nie mam przekonania, co do nadrzędności jego wizerunku, nad innymi wizerunkami (na przykład portretami kwiatów Georgii O'Keeffe) w sensie wyłączności na reprezentowanie duchowego wymiaru sztuki. Ale przecież nie zawsze tak było. Na różnych etapach twórczości sięgałam po różne tematy. Niemniej, temat człowieka, tak bezustannie eksponowany, epatujący miliardami zdjęć, obrazów, rzeźb, filmów, reklam, stał się dla mojej twórczości bezzasadny, jako przegadany i w pewnym sensie wyjałowiony. Sięgnęłam po przesłania bardziej enigmatyczne, refleksyjne, kontemplacyjne. Pragnęłam, aby moje przekazy stały się uniwersalne, metafizyczne i dawały widzowi poczucie osobistego odkrycia.
- Twój mistrz? Studiowałaś u wybitnych artystów, takich jak Tadeusz Brzozowski czy Jerzy Nowosielski.
Owi mistrzowie tak naprawdę niczego nie uczyli, nie pokazywali drogi. Byli indywidualnościami, czynnymi twórcami, zamkniętymi w kręgu własnego malarstwa i nie udzielali wskazówek, chyba, że poprzez jakieś metafory, jakieś poglądy wynikające z luźnych rozmów. O, luźne rozmowy, to oni uwielbiali...Jedyna korekta w wykonaniu Tadeusza Brzozowskiego, którą zapamiętałam przez wszystkie późniejsze lata, brzmiała następująco "Tak nie maluj". Może miała skłonić mnie do jakiegoś myślenia, tylko, że ja nie wiedziałam, do jakiego...A kiedyś Jerzy Nowosielski zabrał mnie nawet do kawiarni, tuż za rogiem budynku Akademii, ale ten szarmancki gest wynikał raczej z tęsknoty za koniakiem. Profesorowi w Krakowie koniaku nie podawano (z troski o zdrowie), więc to były takie sprytne zabiegi, że to niby ja...Niemniej jednak sama rozmowa z Nowosielskim, nieważne gdzie i o czym, była dla takich "nieopierzonych" przyszłych artystów, intelektualnym skarbem. Wpływ tych mistrzów palety i zarazem profesorów, na studentów, to był taki wpływ, który zmuszał do naśladownictwa. Martwe natury ustawiali "pod siebie". Tak więc w pracowni Brzozowskiego zawsze wisiały jakieś kłęby tkanin, balony, sznury i worki, a u Nowosielskiego zazwyczaj pozowała modelka (zawsze w jednym typie) z wiolonczelą, kontrabasem, lub jakimś innym instrumentem, w zależności od tego, jaki instrument zdołał zdobyć asystent. Nie ma się więc co dziwić, że gdy się wchodziło do pracowni Nowosielskiego, to na sztalugach stały prawie same "nowosiele". Tak naprawdę, wszystko, czego się nauczyłam, czyli podstaw, zawdzięczam Wydziałowi Form Przemysłowych, gdzie studiowałam wcześniej. A malować nauczyłam się długo po ukończeniu wydziału malarstwa.
Nadal jesteś pod wrażeniem twórczości Sola Le Witta, amerykańskiego artysty konceptualnego, wyznawcy minimal artu?
Nadal! I zawsze będę...Twórczość Sol LeVitta odkryłam, prowadząc zajęcia z przedmiotu malarstwo. Chciałam pokazywać moim uczniom przykłady sztuki syntetycznej, a jednocześnie bardzo mocno oddziałującej na zmysły - w ramach "walki z nadmiarem". Budowanie cudzej świadomości twórczej nie jest łatwe, bo adepci przychodzą do takiej szkoły z pewnymi wyobrażeniami, które niewiele mają wspólnego z prawdziwą sztuką. Więc za pomocą Sol LeWitta i innych artystów z kręgu minimalizmu, tłumaczyłam, o co tu naprawdę chodzi. Jest taka średniowieczna, japońska sentencja "mniej, znaczy więcej". W niej zawiera się cała idea takiego przekazu. Ewolucja percepcji wizualnej kształtowała się więc od: "sam bym tak namalował" do refleksji nad tego rodzaju sztuką. Dla mnie natomiast, dla mojej twórczości, Sol LeWitt, był przez czas budowania i krzepnięcia stylu, przestrogą przed nadmiarem i wzorem powściągliwości. Ale ja nie poszłam dalej w stronę konceptualizmu. Sol LeVitt podkreślał bowiem nadrzędność koncepcji i idei nad końcowym dziełem, twierdząc, że jego obraz może wykonać każdy. Natomiast dla mnie sam proces twórczy, każdy ruch pędzla i towarzyszące temu procesowi myśli i emocje decydują o jego mistyce, o mocy oddziaływania.
Czym dla Ciebie jest sztuka ? wiem, że to temat morze…
To zaskakujące, jak wielu artystów miało i ma głęboką świadomość sztuki. Tej prawdziwej sztuki, nie sprofanowanej głupotą, lekkomyślnością, lenistwem i zachłannością na profity płynące w zamian za jakąś służalczość. Artyści, malarze, byli często myślicielami, filozofami, badaczami. Piero della Francesca na przykład, napisał trzy traktaty matematyczne. Leonardo da Vinci był matematykiem, architektem, inżynierem, wynalazcą, muzykiem, malarzem. Inni twórcy, jak Delacroix, Van Gogh, Kandinsky czy Picasso gromadzili wiedzę o sztuce i dzielili się nią. Artyści pisali manifesty (futuryści, dadaiści ), tworzyli programy ( dywizjoniści, surrealiści), stawiali tezy (Ad Reinhardt), bo sztuka albo jest genialnie intuicyjna, albo mądra, biorąca się z wiedzy, z poznawania, z zachwyty nad tajemnicami świata widzialnego. I mnie również oprócz aspektu badawczego, zależy na metaforze, na tajemnicy, na interpretacji.....Wyznaję maksymę George'a Bernarda Shaw " używasz dzieł sztuki, jak lustra, aby zobaczyć swoją duszę". Nie bez przyczyny w moim malarstwie stosuję czerń. Kocham ją!. Czerń kojarzy mi się z mocą, z maksymalną siłą wyrazu, z prostotą i prawdą. Kolor czarny nie potrzebuje hałaśliwego towarzystwa innych barw, sam z siebie wprowadza energię, wibrację i atmosferę dramatyzmu. Czerń, to klasa i elegancja. Jest tajemnicą, bo w czerni nic nie widzimy, nie wiemy, co się w niej kryje. Z kolei formalne rozwiązania, które stosuję w moich utworach, wynikają z przeświadczenia o ponadczasowości sztuki, w aspekcie jej duchowego wymiaru. Interesują mnie bardzo wrażenia potencjalnych odbiorców, ich odczucia, gdy patrzą na obrazy, których treści nie narzucają powszechnego rozumienia i obowiązkowego odczytywania. Sugeruję moim odbiorcom metodę kontemplacyjną… Pragnę raczej żywej reakcji ze strony widza patrzącego na kształt, kolor, przesłanie zawarte w tytule… pragnę dialogu pomiędzy widzem, a obrazem. Dlatego wychodzę poza obszar rzeczywistości, sięgając głębiej, w jakąś istotę rzeczy… raczej jako czuły obserwator, a nie komentator. Ta koncepcja wiąże się z maksymalną syntezą treści, przy jednoczesnym badawczym podejściu do tkanki, struktury formy. Refleksja nad niepoznanym, ale dostrzeżonym, jest mottem mojej pracy. A sam proces twórczy nadaje obrazowi życia – wlewa życie w niego… Chciałabym, żeby również w odczuciu widza, tak budowana forma obrazu miała w sobie jakiś wewnętrzny puls...i jakieś nietrudne do odgadnięcia znaczenie...I na koniec: "czym dla mnie jest sztuka"? Nie zawsze tak było, ale teraz jest całym moim życiem.
Czy celowo skupiłaś się na abstrakcji geometrycznej, żeby uniknąć jakichkolwiek porównań z wielkim przodkiem – Alfredem Wierusz-Kowalskim?
Ależ skąd! Przez długi okres życia bardzo niewiele wiedziałam o Wieruszu i jego twórczości. Ponadto między mną a moim antenatem jest akurat 100 lat różnicy. Alfred urodził się w 1849… a ja w 1949 roku. Przez te 100 lat zmienił się wygląd świata, zmieniły się realia i język malarstwa też się zmienił. Ja zwracam uwagę na te elementy świata, które przez malarzy poprzednich epok nie były jeszcze eksploatowane. Można to ująć nieco metaforycznie w ten sposób: jeżeli mój przodek malował wizerunek wilka, to ja raczej zainteresowałabym się cieniem tego wilka, lub jego śladem. Ja mówię już w innym języku malarskim. Obserwuję świat, czytam, oglądam, słucham, porównuję. Ale nie chcę tego świata ilustrować dosłownie. Ludzie zwykli nazywać abstrakcją wszystko to, czego ich umysł nie wiąże z rzeczami i zjawiskami, jakich na obrazie nie spodziewają się zobaczyć. Fragment plastra miodu, czy łuski drzew są więc dla widza abstrakcją. Chociaż, trzeba dodać, że transformacje tych elementów, podczas samego procesu malowania, mogą zasadniczo zmieniać ich wygląd, a fragment natury, z czasem, staje się już tylko pretekstem do budowania formy na użytek jakiejś konkretnej koncepcji.