Kiedy znalazła się w naszej dystrybucji, raz dwa okazała się prawdziwym hitem kolekcjonerskim i bibliofilskim, a jednocześnie skarbnicą wiedzy dla miłośników sztuki i projektowania graficznego. Teraz okładka! obchodzi swoje pierwsze urodziny i z tej okazji zapraszamy Państwa do lektury wywiadu z jej autorem - Panem Janem Strausem.
Wyd. Oficyna Kolekcjoner - Dariusz Pawłowski
„Teraz okładka” to książka imponująca rozmachem i treścią oraz encyklopedyczną formą. Czy traktuje ją Pan jako podsumowanie swojej wiedzy i dorobku w roli badacza historii projektowania graficznego? Jakie tajemnice w tej dziedzinie chciałby Pan jeszcze odkryć?
Tak i nie, winien jest brak całościowego katalogu polskich okładek. Nasze największe biblioteki do dziś nie zadbały, by w opisach bibliograficznych posiadanych książek zaznaczyć, czy mają one zachowaną okładkę lub oprawę wydawniczą, nie mówiąc o informacjach o ich autorach. Brak tych danych również w Polonie, choć system ten - okładki - o ile się w reprodukowanych książkach zachowały, pokazuje. By napisać Teraz okładka! musiałem więc zdać się na moje i zaprzyjaźnionych osób, kolekcjonerskie doświadczenie. Interesujące okładki „odkrywałem” przede wszystkim w antykwariatach, zapełniając, niejako przy okazji, półki domowej biblioteki. Proces ten trwał w trakcie pisania książki i trwa do dziś. Dzieło w trakcie dziesięcioletniego redagowania puchło, aż w końcu kres jego niebezpiecznemu rozrastaniu położył troskliwy wydawca. Najwięcej niespodzianek – choć nie powinno już być ich zbyt dużo i nie wpłyną one zasadniczo na całościowy wygląd dzieła – czeka na badaczy w książkach dziewiętnastowiecznych, tak zdewastowanych przez naszą historię. Potwierdzają to nabyte przeze mnie ostatnio okładki kalendarzy Kłosów z lat 80. tego wieku.
Już poza zakresem Teraz okładka! na rozpoznanie czekają okładki powstałe w międzywojennej Polsce w kręgu kultury Jidisz, lwowskie druki ukraińskie z tego czasu, no i przede wszystkim druki reklamowe. Nie mówiąc o opakowaniach.
W jaki sposób osoba z dużą wiedzą na temat projektowania okładek patrzy na książki współcześnie? Na co zwraca uwagę w pierwszej kolejności?
Moja odpowiedź na to pytanie chyba panią nieco rozczaruje. Mam już swoje lata, nowości czytam coraz mniej, a i pękające w szwach domowe półki nie pozwalają na zbytnie ekstrawagancje.. Obecnie kupuję głównie pamiętniki, książki poświęcone historii książki i projektowaniu graficznemu. Powody nabycia tych dzieł są więc zwykle inne, niż czysto estetyczne. Kupuję je, bo muszę je przeczytać. Bariery te zwykle pękają, gdy staję przed półkami z książkami dla małych dzieci. Mam już dorosłe wnuki, ale ciągle poluję na książki Grażki Lange i wydawnictwa Trzy siostry. To zresztą nie jedyne ani ostatnie nazwiska. Kupuję jeszcze młodą polską poezję, ale tutaj o wyborze nieznanego mi autora decyduje język. Książki napisane kiepską polszczyzną z reguły odkładam. Wracając do pytania: na okładkach cenię sobie przejrzystość kompozycji, zwracam uwagę na liternictwo. Jak jego czytelność jest ważna niech zaświadczy przygoda, która mnie nie spotkała. Mniej więcej rok temu wybrałem się do księgarni w warszawskiej Zachęcie, by nabyć pracę Patryka Mogilnickiego Książka po okładce. Starym zwyczajem próbowałem ją sam na księgarskiej ladzie odnaleźć. Bez sukcesu. Choć jestem uparty, po kilkunastu minutach musiałem poprosić o pomoc księgarza. Okazało się, że dzieło leży tuż pod moim nosem, rozłożone na niskim stoliku. Nie udało mi się go zidentyfikować, bo jego zbudowana z silnie zgeometryzowanych, poszatkowanych kolorem liter okładka okazała się dla mnie zupełnie nieczytelna. Podobnie zareagowało na nią kilku moich znajomych. Z malarskiego punktu widzenia okładka książki pana Mogilnickiego jest jednak pracą bardzo efektowną.
Jakie jest Pana zdanie o współczesnym projektowaniu graficznym okładek? Czy ma Pan swoje ulubione?
Podobają mi się katalogi wystaw Zachęty i Muzeum Sztuki w Łodzi. Bardzo podoba mi się okładka skomponowana przez profesora Lecha Majewskiego do monografii profesor Folgi-Tomaszewskiej Oto sztuka polskiego plakatu. Urzeka zwięzłością formy i wielością znaczeń. Dzisiejsze projektowanie graficzne to ciężka, wyrobnicza praca. Dziś ich twórcy padają również ofiarą współczesnej techniki reprodukcji, bo okładki powielane (prawie bez wyjątku) na wybłyszczonym kartonie, na księgarskiej ladzie stają się trudne do odróżnienia. Jednakowo świecą, utrudniając rozróżnienie poszczególnych wydawnictw. Różnorodności nie sprzyja duże rozrzucenie w czasie i krótkość współczesnych serii wydawniczych, z którymi poszczególne wydawnictwa mogłyby być identyfikowane. Takich serii jak niegdyś: Nike, iberoamerykańska, celofanowa.. już nie ma. Publikacje nie istniejącej już Oficyny 40000 malarzy stanowiły tutaj chlubny wyjątek.
Okładkę do Pana książki zaprojektował Wilhelm Sasnal. W historii projektowania znani malarze pracowali właśnie projektując okładki. Czy to zajęcie można traktować jako dopełnienie ich pracy czy wręcz jako niezależną, samodzielną dziedzinę twórczą, dzięki której mogą stać się rozpoznawalni, czasem nawet rozpoznawalni jako malarze?
Wyspiański, Schulz, Makowski, Strzemiński najczęściej rysowali okładki do książek własnych lub przyjaciół. W sposób oczywisty dbali również o stronę graficzną manifestów i pism artystycznych, głoszących bliskie im poglądy na sztukę. Z rzadka, i to głównie w młodości, dorabiali okładkami na życie. Od lat 30. XX wieku zjawisko to w Polsce powoli, ale zanika. Winna jest postępująca specjalizacja: powstanie na uczelniach artystycznych wyspecjalizowanych wydziałów grafiki oraz fakt, że okładki są kiepsko płatne. Więc nawet grafikom bardziej opłaca się rysować plakaty, projektować wystawy czy akcje reklamowe. W dodatku okładki są pracochłonne, bo wypada reklamowaną książkę przeczytać i zastanowić się nad jej sensem. Nakładają również na twórcę szereg ograniczeń formalnych. A te ostatnie sprzyjają powstaniu dzieł wybitnych. To przecież typograficznym okładkom i fotomontażowi - a nie malarstwu - swoją pozycję w historii sztuki zawdzięcza Mieczysław Szczuka, po którym pozostały zaledwie dwa, zresztą kiepskie obrazy. Do dzieł - moim zdaniem wybitnych - należy także okładka Wilhelma Sasnala. Szkoda więc, że w polskim projektowaniu graficznym nie stanowi ona jeszcze wiosny.
Odpowiedź na postawione przez panią pytanie brzmi więc TAK.
Poznawanie historii projektowania graficznego okładek może być początkiem przygody z …..
…. może być początkiem przygody ze sztuką użytkową, z literaturą – w moim przypadku proces był odwrotny. Może być wstępem do kolekcjonerstwa. Zachętą do stworzenia kolekcji wybitnej, co praktycznie niemożliwe w przypadku klasycznego malarstwa. Wszak najcenniejsze obrazy Wyspiańskiego czy Strzemińskiego znajdują się już w muzeach. A okładki Wyspiańskiego czy Stażewskiego są ciągle dostępne. Kolekcji, w przypadku okładek współczesnych, szybko zyskującej na wartości, wszak wartość pierwszego, angielskojęzycznego wydania Buszującego w zbożu, w idealnym stanie zachowania, dość dawno przekroczyła już 40 tysięcy dolarów. Rośnie zainteresowanie komiksem i fantastyką. Bardzo poszukiwane są pierwsze wydania książek Stanisława Lema. Kolekcjonowanie okładek warto połączyć z bibliofilstwem.
Proszę powiedzieć, jakie różnice i podobieństwa dostrzega Pan u siebie w procesie kontemplacji obrazu na płótnie a okładki książki? To ciekawe z punktu widzenia percepcji dzieła sztuki.
Kontemplacja, odbiór dzieła sztuki, to proces bardzo intymny. W przypadku introwertyków, do których należę, utrudniony. Bo by przeżyć dzieło sztuki trzeba je jakby zawłaszczyć. Trudno tego dokonać w galerii, zwłaszcza stojąc w tłumie, przed popularnym obrazem. Problem znika, gdy interesującą nas okładkę posiadamy (najlepiej wraz z książką) i oglądamy w domu. Umożliwia to przeczytanie ozdobionego nią dzieła. Bo okładka to dzieło sztuki z kontekstem, który należy poznać, by je należycie zrozumieć. Dlatego na okładkę wypada spojrzeć przed i po przeczytaniu książki. To drobne różnice lub raczej niedogodności, bo teoretycznie rzecz biorąc większej różnicy w odbiorze obrazu na płótnie i okładki być nie powinno. Pamiętajmy także, że równie głębokich wrażeń, metafizycznych i estetycznych, co dzieło sztuki, dostarczyć nam może otaczający nas w realu pejzaż.
Wyd. Oficyna Kolekcjoner - Dariusz Pawłowski