Siergiej Paradżanow – między obrzędami a namiętnością

Dobromiła Błaszczyk


Zanim pobiegniemy na styczniowe wernisaże warto odwiedzić wystawy, które kończą się wraz z nastaniem Nowego Roku. Jedną z takich prezentacji jest „Paradżanow. Chcę minąć swój cień”, która jest czynna jeszcze tylko do 12 stycznia. Stołeczna Zachęta przygotowała baśniową podróż po filmach ormiańsko-gruzińsko-ukraińskiego artysty, którym towarzyszą wykonane przez niego collage, rysunki i lalki.

Twórczość Siergieja Paradżanowa przez lata poddawana była cenzurze, a on sam represjom. Mimo kilkuletniego pobytu w łagrze (1973-1977), późniejszym kilkakrotnym pobytom w więzieniu, m.in. ze względu na jego biseksualność, oraz ograniczeniom wolności twórczej Paradżanow nie zrezygnował z pracy i wypracował unikatowy język na przecięciu surrealistycznych wizji, baśniowych narracji i symboliki ukrytej między słowami/kadrami. Nawarstwione historie i splątane namiętności tworzą collagowe kompozycje (zarówno w filmach, pracach na papierze i obiektach). Ludyczne obrzędy mieszają się z sennymi wizjami. Sacrum – duchowość, magia i sztuka, przenika się z profanum – cielesnością, seksualnością, naturą i ziemią (błotem).

Zdjęcia: widok wystawy Paradżanow. Chcę minąć swój cień, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, 12.10.2024 – 12.01.2025, fot. Dobromiła Błaszczyk

Paradżanow zdobył uznanie dzięki stworzonemu w 1965 roku filmowi „Cienie zapomnianych przodków” (1965). Kluczowe fragmenty jego fabuły, na podstawie poetyckiej powieści Mychajła Kociubyńskiego, możemy jeszcze kilka dni oglądać na warszawskiej wystawie. Z opowieści o tragicznej miłości dwojga młodych ludzi (na wzór Romea i Julii), prezentowane są m.in. sceny zaślubin, czy chociażby obrzędy pogrzebowe osadzone w malowniczym świecie huculskiego folkloru. Jak opisują ten film krytycy, jest to najbardziej przejrzyste i spójne narracyjnie dzieło Paradżanowa. W jego późniejszej twórczości narracja ustąpiła bowiem miejsca wizualnej ekspresji, a fabuła stała się jedynie pretekstem do tworzenia obrazowych arcydzieł. Przykład mogą stanowić prezentowane w Zachęcie sceny z filmu „Barwy granatu” stworzonego w 1969. Urywane ostrymi cięciami kadry, budowane w oparciu o wyraziste postaci osadzone na tle kościołów, małej architektury, lokalnego pejzażu lub abstrakcyjnego tła, „wyposażone” są w atrybuty, niczym święci z ikon. Sceny rodzajowe, budowane nierzadko na zasadzie collagowego zestawienia elementów, które do tej pory nie współistniały ze sobą, nasycone są symboliką. Są afabularnym eksperymentem ze sposobem obrazowania, który jednak nie spodobał się radzieckim władzom. Ponieważ uznano, że zbyt mocno pokazuje symbole narodowe Armenii, film został pocięty i przemontowany. W Warszawie mamy okazję zobaczyć kadry ze zrekonstruowanej po latach wersji jego dzieła.

Historie opowiadane przez Paradżanowa, uznawane są za kamień milowy historii kina, charakteryzują się budową opartą o urywane sekwencje obrazów, wrażliwością na barwny oraz kunsztownością kompozycji. Kto nie widział wystawy, ten ma jeszcze kilka dni, aby właśnie od niej zacząć Nowy Rok.