Miloš Trakilović. Czy to piosenka o miłości?

Dobromiła Błaszczyk


Z początkiem kwietnia zakończyła się w stołecznej Zachęcie wystawa Open Group „Powtarzajcie za mną” przygotowana na ubiegłoroczne Biennale w Wenecji i przeniesiona w tym roku do Warszawy.

W obu miejscach mieliśmy okazję wysłuchać świadków wojny w Ukrainie, którzy o swoich traumatycznych przeżyciach i wspomnieniach opowiadali poprzez dźwięki. Powtarzali zapamiętane odgłosy broni, wystrzałów, spadających bomb. Tworzyli swoisty katalog dźwięków, których umiejętność rozpoznania pomogła w przeżyciu, ale i została z nimi na zawsze – wryta w pamięć. Powtarzając zachęcali widzów do ich naśladowania. Dużo było napisane i powiedziane już o społeczno-politycznych i psychologicznych aspektach jakie ta praca porusza. Ja zastanawiam się nad jeszcze jednym zagadnieniem/pytaniem. Mianowicie, jaki wpływ mają napięcia polityczne, wojny i kryzysy na sferę audialną, w ramach której żyjemy, na przyswojenie pewnych dźwięków, wykrywanie zmian społecznych poprzez nie. W dalszym kroku, jak ta sfera wpływa na muzykę i nasze przyzwyczajenia.

To też pytanie o odczytywanie znaczeń poprzez kontekst w jakim się one pojawiają.

Temat ten porusza w swoich pracach Miloš Trakilović, bośniacko-holenderski artysta, którego instalację możemy obecnie zobaczyć w berlińskim KW. Prezentacja skupia się na jednej pracy „564 Tracks (Not a Love Song Is Usually a Love Song)” / „564 utworów (Piosenka nie o miłości jest zwykle piosenką o miłości)”. W przyciemnionej sali wystawowej widzimy porozrzucane obiekty, statywy do mikrofonów wykonane ze zwęglonego drewna oraz zniszczone i spalone głośniki. To z nich wybrzmiewa rytmiczna muzyka transowa/ambientowa, hipnotyczne dźwięki, dynamiczne basy.  W ich takt, na żywo, program oparty na sztucznej inteligencji tworzy abstrakcyjne, czarno-białe, cztero-kanałowe wizualizacje, które przykuwają uwagę. Zanurzeni w dźwięku i zahipnotyzowani zsynchronizowanym z nim obrazem siedzimy tracąc poczucie czasu. Może nawet przejść przez myśl, że równie dobrze dźwięki te mogłyby być puszczone na Spotify, jako np. tło do pracy lub muzyka w kawiarni. I tu pojawia się aspekt wspomniany powyżej, a mianowicie kwestia kontekstu w jakim pojawia się i funkcjonuje praca.

Trakilović nawiązuje bowiem do wojny w Jugosławii – dokładnie na terenach obecnej Bośni, z której pochodzi –  trwającej w latach 1992-1995, która przyniosła ogromne zniszczenia i śmierć tysięcy bośniackich muzułmanów.

Zebrawszy nagrania dźwięków ze stref wojennych „nakarmił” nimi program oparty na sztucznej inteligencji. Ta z kolei wyszukiwała podobnych tonacji i dźwięków w obrębie 564 utworów muzyki jugosłowiańskiej tworzonej tuż przed wybuchem wojny. W ten sposób powstał zestaw dźwięków korelujących z czasami i wydarzeniami. Zbiór będący zapisem śladów audialnej sfery kultury popularnej, wydarzeń wojennych i około wojennych.

Z jego wykorzystaniem, w ramach trwania wystawy w KW, w czasie rzeczywistym komponowana jest muzyka. Dźwięki wojny układane są w oparciu o melodyczne struktury znane nam z piosenek miłosnych. „Piosenka nie o miłości jest zwykle piosenką o miłości” to praca z pamięcią osobistą i zbiorową, to zwracanie uwagi na źródła i kontekst. Jak mówi sam artysta, to pytanie o to „jak rosnące napięcia polityczne rezonowały w muzyce? Czy zbliżająca się katastrofa była już wyczuwalna dźwiękowo?”

Zdjęcia: Miloš Trakilović, 564 Tracks (Not a Love Song Is Usually a Love Song), 2025. Widok wystawy Miloš Trakilović – Not a Love Song w KW Institute for Contemporary Art, Berlin 2025, dzięki uprzejmości artysty, fot. Frank Sterling.