Jan Szczepkowski w Pragalerii

Wernisaż wystawy „NOX”


Piątkowy wieczór, 27 września w Pragalerii był okazją do spotkania z malarstwem Jana Szczepkowskiego. Wernisaż wystawy zatytułowanej „NOX” zgromadził licznych gości. Wystawę można oglądać w galerii przy ul. Stalowej 3 do 12 października.

Wystawa prezentuje niezwykle spójny cykl najnowszych płócien z lat 2023 – 2024. To pierwszy warszawski pokaz dzieł artysty z Sanoka po bardzo długiej, bo niemal siedmioletniej przerwie. W swoich najnowszych pracach Jan Szczepkowski czerpie z tradycji malarstwa XVIII wieku, dokonując nieoczywistej, współczesnej reinterpretacji toposu Arkadii. Tytułowa noc, która spowija sielankowy krajobraz, staje się azylem, miejscem bezpiecznego schronienia dla bohaterów jego nastrojowych i niepokojących kompozycji. Kuratorem wystawy jest Marcin Krajewski, który tak pisze o malarstwie Jana Szczepkowskiego:

Nad Arkadią zapada zmrok. Powietrze jest gęste, duszne. Powoli kończy się ciepły, letni dzień. Nagie ciała błyszczą od potu, świadcząc o niezwykle gorącej atmosferze ostatnich godzin. Nadchodzi zmierzch, a na powitanie nocy niebo wybucha feerią barw. Kontrastowe zielenie, róże, fiolety i pomarańcze żegnają odchodzące na spoczynek słońce. W tej jednej, idealnej chwili nic nie mąci spokoju mieszkańców Arkadii. Żaden dźwięk ani zdarzenie nie przerywa ich odpoczynku w cieniu bujnej roślinności, żaden bodziec nie każe ich mięśniom znów spiąć się do działania. Początkowo podglądanie tego tajemniczego świata daje nam, obserwatorom z zewnątrz, niczym nie zmąconą przyjemność. Wizualną – bo mamy głębokie poczucie obcowania z pięknem absolutnym i intelektualną – bo płótna (co charakterystyczne dla całej twórczości Jana Szczepkowskiego) zachęcają widza do poszukiwania odniesień do tradycji malarstwa, filozofii, rozpoznawania toposów i mitów. Dopiero po jakimś czasie zaczynamy odczuwać niepewność, pojawiają się pierwsze wątpliwości. Przestajemy w końcu ignorować umieszczone w niektórych obrazach czaszki, które przypominają nam wyryte w kamieniu enigmatyczne i złowróżbne słowa: Et in Arcadia Ego. Razem z mieszkańcami Ogrodu oczekujemy więc rychłego nadejścia bogini NOX, która przykryje swoimi czarnymi skrzydłami Arkadię, otulając jej mieszkańców nieprzeniknionym mrokiem. Czarna zasłona szczelnie ukryje tę krainę przed naszym wzrokiem, skazując nas na snucie domysłów na temat dalszych losów jej mieszkańców. Czas w obrazach Jana Szczepkowskiego zatrzymał się na krótką chwilę w granicznym momencie pomiędzy dniem i nocą, unieruchamiając nagie ciała w nieokreślonej przestrzeni pomiędzy światłem i mrokiem, odraczając nieuchronny proces przejścia z tego co znane do tego co niepewne.

Nie ulegawątpliwości, że zainteresowanie tradycją dawnego malarstwa jest obecne w twórczości Jana Szczepkowskiego już od wielu lat. W najnowszych obrazach na pierwszy plan wybija się przede wszystkim inspiracja sztuką XVIII wieku, w szczególności zaś dorobkiem Nicolasa Poussina. Unikając dosłowności i bezpośrednich nawiązań, Szczepkowski wchodzi w twórczy dialog z wykreowaną przez francuskiego malarza ikonosferą. Kierując się wypracowaną przez lata, unikatową metodą pracy twórczej, selektywnie wybiera interesujące go rozwiązania formalne i poszczególne motywy, wyrywa z pierwotnego kontekstu i składa od nowa, w nieoczywistych, surrealnych zestawieniach. Używa uświęconych wielowiekową tradycją farb olejnych, pieczołowicie nakłada kolejne laserunki a następnie przy pomocy szpachli i grubego impasto wprowadza elementy abstrakcji, dokonując tym samym swoistej destrukcji klasycznego sposobu przedstawiania formy. Ciężkie, tenebryczne barwy zaczerpnięte z barokowego malarstwa skontrastowane zostają z lżejszymi, używanymi współcześnie odcieniami różu, zieleni i pomarańczu. Ciała przedstawionych postaci, odpowiadające zdecydowanie XXI-wiecznym kanonom piękna, choć opracowywane zostają z wirtuozerską pieczołowitością, pozostają jednak niedokończone, pozbawione twarzy lub kończyn – budząc skojarzenia z ułomnymi, kalekimi rzeźbami antycznymi (które sam Szczepkowski zawsze uważał za daleko bardziej interesujące od nieuszkodzonych oryginałów). W efekcie tych działań twórczych powstają niezwykle nastrojowe kompozycje, które, choć wywiedzione z przeszłości, są na wskroś współczesne. W obrazach Jana Szczepkowskiego zagadnienia podejmowane przez Poussina stają się właściwie tylko pretekstem do stworzenia zupełnie nowej opowieści. Co szczególnie istotne, malarz z Sanoka nie przywiązuje szczególnej wagi do pierwotnych znaczeń, które swoim scenom nadawał Francuz. Szczepkowski wyłuskuje z jego obrazów charakterystyczny klimat, esencję nastroju, sedno ich unikatowej atmosfery, pomijając mitologiczną symbolikę i znaczenia historycznego sztafażu. Być może dzięki takim działaniom, malarstwo Szczepkowskiego charakteryzuje tak rzadko spotykana dziś dychotomia. To bowiem niezwykła umiejętność, by tak konsekwentnie tworzyć dzieła jednocześnie intelektualne (bo oparte na studiach rozległego dorobku europejskiej kultury i wymagające od widza jej znajomości) i o wyraźnym charakterze emotywnym (uderzająco nastrojowe, zawsze tajemnicze, dążące do zwizualizowania i wywołania w widzu często trudnych do zdefiniowana uczuć i emocji).

Nad Arkadią zapada zmrok. Cień, mrok, zmierzch – to motywy, które nieustannie powracają w twórczości Jana Szczepkowskiego. Brak światła rozmywa kontury znaczeń, cienisty krajobraz wymyka się dosłowności, mrok nadaje jego kompozycjom tę charakterystyczną aurę tajemnicy i pociągającą nastrojowość. Obietnica nadchodzącej nocy wydaje się jednak nie budzić w mieszkańcach Ogrodu niepokoju. Ta surrealna stałość ukazanej scenerii budzi w nas poczucie, iż rychły kres tej krótkiej chwili idealnego szczęścia witany jest z pogodną akceptacją i być może – nawet w procesie pozbawiania się złudzeń można odnaleźć pewien optymizm. Noc, choć nieprzewidywalna, również stać się może azylem, bezpiecznym miejscem schronienia. To prawda – Arkadia jako miejsce trwające w czasoprzestrzeni nie ma prawa istnieć. Ale są przecież jeszcze te przemijające momenty czystego, niczym niezmąconego szczęścia, jak choćby ta gorąca letnia noc, spędzona we dwoje w lesie, gdy obserwowaliśmy gwiazdy, a ekstaza tętniła w żyłach, upajając nas jak narkotyk. Czy taka ulotna i efemeryczna Arkadia nie jest warta tego, by, pomimo ciążącego nad nią widma nieuchronnego końca, wciąż chcieć do niej wracać?

Marcin Krajewski, kurator wystawy

Fotorelacja z wernisażu: fot. Pragaleria