Homo Sentiens. Człowiek Uli Dzwonik


W centrum jej uwagi stoi człowiek. Nieidealny, za to prawdziwy w swojej emocjonalności i niedoskonałości. Prace Uli Dzwonik zyskują kolejny wymiar właśnie blisko człowieka, odbiorcy, widza, o czym przekonać się można w nowoczesnym budynku Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu na wystawie „Homo Sentiens”.

 

Z artystką oraz kuratorem Piotrem Sarzyńskim rozmawiała Anna Jankowska.

Zdjęcia: Archiwum NFM, fot. Karol Sokołowski

 


Zaciekawiło mnie porównanie Pani do „czułego narratora”, figury nazwanej przez polską noblistkę Olgę Tokarczuk. Kim czuje się Pani w stosunku do swoich bohaterów? 

 

U.D.: Tak, analogia do „czułego narratora” użyta przez kuratora Piotra Sarzyńskiego, wydaje się na pozór zaskakująca. Jednak, kiedy przyglądam się swojej relacji z bohaterami moich obrazów staje się dość oczywista. Moimi bohaterami jesteśmy My wszyscy i każdy z nas. Najistotniejszą kwestią w komponowaniu moich malarskich narracji jest przekierowanie uwagi odbiorcy na fundamentalną cechę naszego współistnienia jaką jest WSPÓŁODCZUWANIE. „Czujący Człowiek” - będąc w naszej codziennej świadomości istnieniem tak naturalnym - mam niepokojące odczucie, stał się niezauważalnym! Dlatego w tych małych historiach międzyludzkich i drobiazgach codzienności, subiektywnych spostrzeżeniach z mojego świata, najczęściej  pozostaję uważnym/ czującym obserwatorem. Czułym poprzez UWAŻNOŚĆ. Uważność na drugiego człowieka. Wystawa „HOMO SENTIENS” dotyka, wydawałoby się  spraw  bardzo prostych, pozornie oczywistych (podobnie jak w esejach Olgi Tokarczuk). Jednak w kompozycjach malarskich nabierają nowych znaczeń. Wielowątkowe korelacje, których doświadczamy w codziennych spotkaniach są przestrzenią dla mojego „czującego” człowieka, mocno unerwionego w swojej emocjonalnej tkance. W obrazach aranżuje wciąż na nowo własną niecodzienną codzienność. Z całym spektrum jej niuansów i zawiłości, wykorzystując umiejętność intensywnego odczuwania świata. Mam przekonanie, że każdy z  nas ma indywidualny kod czytania emocji. Jego kompatybilność w codziennych relacjach determinuje ich jakość. Dotknąć, doświadczyć, poczuć jest kluczem do zrozumienia i zaakceptowania. Jestem narratorem wyjątkowo uwrażliwionym. Ten szczególny rodzaj synestezji pomaga dostrzec niezauważalne. Istotą jest umiejętność uważnego postrzegania i patrzenia na drugiego człowieka.

 

Panie Piotrze, to Pan użył porównania, o którym właśnie rozmawiamy. Wydawać by się mogło, że każdy artysta odnosi się z czułością do treści, które przedstawia. A jednak … nie?

 

P.S.: Przypuszczam, że w większości artyści odnoszą się z czułością do samych siebie. Czy do bohaterów swoich prac? Niekoniecznie. Znam takich, którzy ich wręcz nie lubią. Ale mówiąc poważnie… Czułość narratora, to nie tylko kwestia stosunku do własnej sztuki, ale i do jej odbiorcy. Ula zostawia odbiorcy pole do interpretacji i skojarzeń. Niczego nie narzuca, dba tylko o to, by odbiorca miał komfort emocjonalny i intelektualny w mierzeniu się z jej sztuką.

 

 

Dziś popularne stają się koncepcje odchodzenia od antropocentryzmu, także w sztuce. Chodzi o to, by zmienić zasady, odwrócić kierunki - nie stawiać człowieka w centrum wszechświata. Czy wyobraża sobie Pani zmianę własnej postawy malarskiej w tym kierunku?

 

U.D.: Rzeczywiście CZŁOWIEK – ze swoimi emocjami, doświadczeniami, przypisanymi rolami w społecznej „układance” zawsze był i wciąż jest w centrum moich zainteresowań. W całej swojej złożoności jest źródłem niewyczerpywanej inspiracji. „Człowiek jest w centrum i w nim samym dzieje się życie” - napisał Piotr (Sarzyński - przyp.red.) w tekście do mojej wystawy.                                                                                   Tak więc antropocentryzm w moim malarstwie wciąż pozostaje silnym filarem.  Nawet gdy bohaterami stają się zwierzęta, np. „STREET GAMES”, człowiek zawsze pozostawia w nich ślad swojej obecności. Cóż, wierzę w twórczość opartą na intuicyjnych wyborach, bodźcach wewnętrznych, które determinują pojawienie się uzewnętrznionej formy przekazu, wypowiedzi artystycznej. Na dziś tak to czuję. 
W moich kompozycjach figuratywnych pojawiają się bardzo często liczne „towarzyszenia”, uzupełniające lub wypełniające kompozycje. Wielokrotnie sięgam w nich do geometryzacji form, celowo bliżej nieokreślonych/niedopowiedzianych. Pozostawiam w ten sposób miejsce odbiorcy do własnej reinterpretacji czasoprzestrzeni. Być może daję możliwość osobistej identyfikacji? Jest również coś fascynującego w figurach niemożliwych. Mam wrażenie, że moja potrzeba eksponowania tych form jest rodzajem porządkowania rozedrganego świata emocji moich bohaterów, tak jak w wielkoformatowej kompozycji „BALANS”.

Moje malarstwo jest esencjonalne w treści i formie. Jego fakturowość i wielowarstwowość, wynikająca z techniki przenikania wielu transparentnych warstw jest kusząca. Dobrze integruje się w interpretacjach natury. Mieszkam  w sąsiedztwie lasu. Drzewa, sosnowy las z piękną, naturalną drapieżnością struktur bezlistnych gałęzi czasami pojawiają się w moich kompozycjach. Staram się tworzyć zgodnie ze swoim wewnętrznym rytmem. W jakie obszary zaprowadzi mnie moja intuicja? Pozostaje to dla mnie rodzajem nieoczywistej odpowiedzi, na którą jestem otwarta.

 

 

Wystawa „Homo Sentiens” jest retrospektywą Uli Dzwonik. Czy pamięta Pan moment, kiedy zwrócił Pan uwagę na jej twórczość i jak tamte wrażenia zmieniały się do dziś?

 

P.S.: Właściwie stało się to przypadkowo, na jednym z plenerów malarskich, na który wpadłem dosłownie na dwa dni. Ula poprosiła mnie o radę w pewnej sprawie, a przy okazji pokazała swoje prace. Kurczę – pomyślałem – jak to się stało, że wcześniej nie zetknąłem się z jej malarstwem. Zaintrygowało mnie swoją delikatnością, a równocześnie odważnym mocowaniem się z życiem codziennym. Gdy więc dostałem propozycję przygotowania tej wystawy, nie zastanawiałem się długo. Pomyślałem, że to będzie przygoda zmierzyć się z tym oceanem wrażliwości artystki. No i była.

 

Ani postaci, ani emocje im towarzyszące często nie są w Pani przedstawieniu „piękne” - tak jak rozumiemy to słowo dzisiaj. Jaki jest Pani kanon piękna?

 

U.D.: Piękno jest pojęciem jednocześnie bardzo szerokim, jak i niejednoznacznie względnym. Jeden z moich ulubionych cytatów brzmi: „Sztuka nie jest zastosowaniem kanonu piękna, ale tego, co potrafi pojąć umysł i instynkt. Niezależnie od kanonu” - Pablo Picasso. Kanon piękna był wielokrotnie redefiniowany przez kolejne pokolenia artystów. Moja wizja człowieka, jego forma, na przestrzeni lat również uległa modyfikacjom. Co ciekawe, początkowo  definiowałam człowieka w obszarze jedynie jego cielesności. Najczęściej pokazany w kadrze bez głowy. Absolutnie pozbawiony cech portretowych. Silnie zawsze akcentowane były dłonie i stopy. To świadome przeskalowanie, a jednoczenie skoncentrowanie na strukturze plamy barwnej nosiło znamiona abstrakcji. Tkanka malarska od początku zaistniała rozedrganą kompilacją plam barwnych dopełnianą rysunkiem wydrapywanych linii. Ale już wtedy zupełnie nie byłam zainteresowana powielaniem schematu „klasycznego” piękna. Myślę że od zawsze w swojej twórczości szukam rozwiązań/ przedstawień nieoczywistych. Intuicyjnie sięgam głębiej, do tego co wewnątrz, świadomie dekoncentrując odbiorcę.                                                                                             Następnie w naturalny sposób pojawił się motyw krzyczącego człowieka. Pierwszą kompozycją, gdzie owa charakterystyczna figuracja, również dla dzisiejszej formy malarskiej, jest zauważalna, był obraz „W piaskownicy” z 2007 roku. Gest niemego krzyku jest rodzajem komunikacji. Nieproporcjonalnie duże głowy moich bohaterów z otwartymi ustami, z przerysowanymi dłońmi w zastygłym geście z pewnością nie zmuszają odbiorcy do koncentrowania się na ich urodzie. W sposób jednoznaczny są jej pozbawione. Świadomie unikam indywidualizowania, delikatnie podkreślając jedynie płeć bohaterów. Stają się swoistymi symbolami ludzkiej egzystencji. Stwarza to przestrzeń do bardziej uniwersalnego przekazu skoncentrowanego na treści. I o ową TREŚĆ tak naprawdę chodzi.
Dzisiejsza popkultura jest wypełniona wyidealizowanymi wizerunkami ludzi. Kult młodości, idealnego ciała i „pięknego życia” jest wszechobecny. Czy piękno ma dziś właściwy dla nas wydźwięk? Mam wrażenie, że goniąc za tym, co idealne stajemy się kopią kopii. Zaczyna brakować przestrzeni na naturalną różnorodność. A PIĘKNO według mnie tkwi właśnie w niej.

 

Kurator: Piotr Sarzyński